Archiwum bloga

czwartek, 10 marca 2011

Dzień III: W kierunku zachodzącego słońca

Czas było opuścić stolicę więc na zakończenie jeszcze kilka zdjęć na otarcie łez.

Klutowy kabaret Tropicana

Bogatsza dzielnica Hawany

Ulice Hawany

Kierunek zachód

Maluszek :-)

Most w Hawanie

Dalej udaliśmy się na zachód (hej przygodo!).  Kolejnym punktem na naszej trasie była Dolina Vinales. Ignorując porady książkowe oraz wskazówki innych turystów odwiedzających Kubę, już na początku odrzuciliśmy pomysł jazdy autostradą (jedyną na całej wyspie - Autopista Nacional), gdyż i tak byliśmy na nią skazani w drodze powrotnej.

Wyjazd z Hawany

Zamiast tego wybraliśmy ciągnącą się wzdłuż wybrzeża mało uczęszczaną, ale jakże malowniczą drogę (Carretera Norte) przez wioski, łąki, pagórki i wreszcie góry. Zdecydowanie polecamy tą trasę!
Po opuszczeniu Hawany miejsce domów, kościołów, ogrodów, boisk otoczonych szpalerami wysokich palm, zajęły liczne tereny pofabryczne, łąki oraz lekko falujące w oddali morze widoczne po prawej stronie drogi.

Jeszcze Hawana...

...i już poza...
Gdzie się wszyscy podziali? 
Z widokiem na morze
Pojawiła się pierwsza wioska, mała, kilka domków w pastelowych barwach, z drewnianymi okiennicami zamiast szyb. Większość domów posiada drewnianą werandę z bujanymi fotelami w kolorze elewacji. Ludzie siedzą, odpoczywają, chodzą, sprzedają owoce i warzywa, rozmawiają, bywa że nawet po dwóch stronach drogi, a wszystko w sielskiej atmosferze tropikalnej wsi.

Gdzieś po drodze

Carretera Norte

Dom w centralnej części Kuby

CuPet (Cuban Petroleum) - czyli lokalna stacja benzynowa

Centralna Kuba

Kubańska chata

Spore grupki ludzi dyskutują na ulicy lub wzdłuż jej brzegu. W centralnym punkcie wsi - szkoła. Z daleka można dostrzec biegające roześmiane dzieci w kolorowych mundurkach. Co ciekawe kolor mundurka uzależniony jest od klasy i tak np szkoła podstawowa to bordowe spodenki/spódniczki, białe koszulki i podkolanówki, młodzież z wyższych roczników nosi stroje biało-granatowe bądź biało-żółte.

Kubańska szkoła

I jeszcze jedna...

W głębi wyspy
Jadąc krajobraz zaczął stopniowo zmieniać się w bardziej górzysty, zielony i tak mijamy kolejne małe wioski, wioseczki tylko...hmm gdzie my jesteśmy?

Traktor
Prawie jak palma
Koza ma pierwszeństwo, zawsze!
Żadnego drogowskazu, żadnej tablicy z nazwą miejscowości. Chcąc zboczyć na sekundę z trasy i obejrzeć jeden z "punktów" polecanych w przewodniku musieliśmy się nieźle natrudzić, żeby odnaleźć się na mapie. Bo co do map na Kubie, taka uwaga, mapy owszem są, ale nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością, a może niezbyt wiarygodnie ją odzwierciedlają? I tak wjeżdżamy do kolejnej miejscowości widmo i droga, ta która na mapie jest prościuteńka jak strzała, w realu nagle rozgałęzia się na trzy jednakowo wyglądające drogi. Hmm no i którą by tu wybrać?

Kościół, gdzieś po drodze...

Przyczajony tygrys, ukryty wół (?)
Próbując zdać się na naszą orientację skręcamy w tą najbardziej na północ, aż tu nagle na drogę wyskakuje jakiś człowiek. Wymachuje rękoma, gestykuluje przy tym i krzyczy po hiszpańsku, że to zła droga, że trzeba zawrócić, wybrać tą najbardziej po lewo. I tak to właśnie wygląda, Kubańczycy są przemili. Jako, że nie ma drogowskazów doskonale zastępują mapę, chętnie pomogą w razie braku orientacji w terenie czy zwyczajnie porozmawiają ciekawi świata poza swoją wyspą.


I my mamy tędy przejechać?

Transport publiczny



i ciąg dalszy nastąpi...
Bo nigdy nie wiadomo co dalej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz