Archiwum bloga

wtorek, 8 marca 2011

Pieniądze i ceny

Na Kubie obowiązują dwa rodzaje walut: peso kubańskie (peso nacionale - CUP) i peso wymienialne (peso convertible) - w skrócie CUC. Kubańczycy zarabiają w peso kubańskich, obecny kurs wymiany to 24 peso kubańskich za 1 peso wymienialne. Podobno średnia pensja miesięczna to 10 CUC. To tak naprawdę tłumaczy ich podejście do turystów.

Peso wymienialne

Peso wymienialne


Peso wymienialne (CUC), jest walutą, którą otrzymamy po wymianie Euro. Jest to tak zwana waluta turystyczna, za którą mogą robić zakupy także Kubańczycy. Peso wymienialne jest zwane przez nich dolarem i ma praktycznie identyczny znaczek. Wynika to z faktu, iż dolar był kiedyś walutą wymienialną na Kubie, obecnie odpowiednikiem jest CUC. Turyści mogą kupić go w kantorach właściwie wszędzie, ale tylko na terenie Kuby. Kurs można sprawdzić np. na stronie http://coinmill.com/CUC_EUR.html, a my podczas pobytu przyjęliśmy, że jest to 1:1 z EURO.

Podobno najbardziej opłacalną walutą, którą można zabrać na Kubę jest dolar kanadyjski. Transakcje w dolarach amerykańskich są obarczone dodatkową prowizją 10% i dotyczy to także wymiany waluty. Karty kredytowe wydane przez banki amerykańskie nie są w ogóle nigdzie obsługiwane.

W skrócie o cenach (CUC)
  • Paliwo: 1,4 CUC za litr
  • Piwo w sklepie: 0,8 CUC
  • Piwo w barze: 1 - 2 CUC
  • Drink w barze: 1,5 - 3 CUC
  • Coca Cola: 1 CUC
  • Obiad: 10 - 20 CUC
Po przeliczeniu na złotówki, kwoty są całkiem spore. Dodatkowo należy liczyć koło 5 CUC dziennie na napiwki. W restauracji w zwyczaju jest zostawić napiwek w wysokości 10%.

Wędrując po Kubie zauważyłem tylko, że Kubańczycy są bardzo przyzwyczajeni do zachodnich turystów. Rozdają oni napiwki za wszystko: za kawę do stolika, drinka przy barze, smaczne kanapki, bądź ładny uśmiech kelnerki.


Dzień I: Samolotem do raju...

...ale najpierw trzeba było dotrzeć do Warszawy. W poniedziałek późnym wieczorem wyjechaliśmy z Wrocławia. Samochód na szczęście przetrwał całą drogę, mimo jak się później okazało dziury w oponie. Kilka browarków u nocującego nas Michała B. (którego baaardzo pozdrawiamy :) ) skończyło się o 3 nad ranem. Wylot godzina 6:55, a dwie godziny wcześniej trzeba było stawić się oczywiście na lotnisku. Krótko mówiąc: nie pospaliśmy.
O dziwo wylot z Warszawy poszedł nam bardzo sprawnie. Tragicznie niewyspani wylądowaliśmy w Paryżu na lotnisku de'Gaulla, gdzie musieliśmy odczekać 3 godziny na właściwy samolot.

Samolot odlatujący z lotniska w Paryżu

Lotnisko, delikatnie mówiąc, nie trafiło w nasze gusta . Część jest niedawno wybudowana, inna dobudowywana, a reszta pamięta chyba czasy, kiedy u nas nie było nawet samochodów. Organizacja pozostawia wiele do życzenia. Najbardziej uciążliwe były niezliczone bramki kontrolne, a my chcąc dalej lecieć w świat musieliśmy przedostać się na drugi koniec lotniska. Przez przypadek wyszliśmy poza teren strefy międzynarodowej, więc kusiło, żeby pozwiedzać Paryż.
Jak się okazało samolot, którym mieliśmy lecieć, wracał z Kuby i oczywiście miał opóźnienie. Obsługa AirFrance nie pomagała, najpierw nic nie komunikując, później mówiąc po francusku - nikt nic nie zrozumiał, a potem jeszcze po angielsku - też nikt nic nie zrozumiał. Wokół powstał ruch obrony swojego miejsca w kolejce i jedno wielkie zamieszanie . Skutek był taki, że wylecieliśmy z prawie godzinnym opóźnieniem. Teraz już tylko pozostało nam kolejne 10 godzin lotu do upragnionego raju.

Widok z okna I

Widok z okna II

W samolocie odkryłem (tak, pierwszy raz leciałem tak daleko) telewizorek z filmami, więc cały lot śmignął... jak maluch na autostradzie. No mniej więcej. Kto nie widział, niech obejrzy: http://www.filmweb.pl/film/Megamocny-2010-463226.

Private Cinema i Megamocny (siebie łaskawie wyciąłem)

Aż w końcu powoli...




...pojawiał się nasz cel...

Kuba - widok z okna samolotu

...i wylądowaliśmy.
Lądowanie

Lotnisko Jose Martiego w Hawanie

Pierwsze wrażenie: widoki trochę jak w Polsce, ale przyjemnie ciepło, mimo pochmurnego nieba. Lekko zestresowani poszliśmy do kontroli granicznej. Naczytaliśmy się mnóstwa rzeczy o tym, że odmawiają wjazdu, przepytują, są upierdliwi itp. Poszło taśmowo, jeden za drugim: dokumenty, wiza i po krzyku. Jedna rzecz wzbudziła nasze zdziwienie. W budce, w której siedział kontroler jest kamera, która robi zdjęcie przy wlocie, a później przy wylocie. Śmiesznie to musi wyglądać: w jedną stronę biały, w drugą murzyn. Może sprawdzają ile % obywatela wjechało i wyjechało z kraju?

Samolot Kubańskich Linii Lotniczych CUBANA
Żeby nie zanudzać: odebraliśmy bagaże, zamieniliśmy pieniądze, dostaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do hotelu. Tam mały drink na dobranoc i spać, następnego dnia zaczynała się wielka przygoda :-) .